Islandia 2012 - Wodospady

4 sierpnia 2012

Późny powrót z miasta i zmiana czasu spowodowały, że wcale nie spieszyliśmy się ze wstawaniem. Z naszymi kierowcami byliśmy umówieni dopiero na 13:00. Zrobiliśmy ostatnie zakupy: jedzenie, picie, butle gazowe. Spakowaliśmy bagaże + sprzęt campingowy do samochodów - ledwo dało się to poupychać ;) No i wyruszyliśmy w drogę. Na początek natrafiliśmy na coś niespotykanego na Islandii - korek drogowy. 


Oby u nas były tylko takie korki ... drogą jechał samochód za samochodem jakieś 60-70 km/h. Islandczycy właśnie rozpoczęli długi weekend tzw. Święto Sprzedawców ;) Tak jechało się do Hveragerđi gdzie Islandczycy skręcali w drogę na prom na wyspy Vestmannaeyjar. My na szczęście jechaliśmy w innym kierunku, do Wodospadu Seljandsfoss. 


Atrakcją tego wodospadu jest ścieżka prowadząca na około spadającej wody. Polecam zabrać ubranko przeciwdeszczowe nawet w słoneczną pogodę, w okolicy wodospadu woda pryska na parenaście metrów. Nas spotkała jeszcze jedna atrakcja - na chwilę koło wodospadu pojawiła się tęcza. 

 

Nie mieliśmy już takiego szczęścia przy następnym wodospadzie Skogafoss, znajdującym się kawałek dalej. Słońce wtedy schowało się za chmury i zrobiło się ponuro. Wodospad jest potężny, ma 60m wysokości.

  
 

Najciekawiej wygląda z daleka ale również atrakcyjnie prezentuje się ze ścieżki prowadzącej na próg z którego spada. 



Przy wodospadach przeżyłam pierwsze fotograficzne rozczarowanie - było za jasno by ładnie rozmyć wodę długim czasem naświetlania. 2 filtry polaryzacyjne nie wystarczały, przydałby się jakiś bardzo mocny szary.

Na koniec dnia pojechaliśmy do Dyrholaey. 




Skalne klify są ulubionym miejscem ptaków morskich, między innymi maskonurów, których było tam mnóstwo. Okolica urokliwa, zwłaszcza podczas zachodu słońca. Z morza wystają liczne samotne skały i łuki.




Po opuszczonej osadzie rybackiej została latarnia morska z 1927 roku.


Fotografia morza również mi nie do końca wyszła tak jak bym tego chciała :( Ten sam problem co przy wodospadach, było zbyt jasno by ładnie rozmyć wodę.

Późną nocą dotarliśmy na camping w miasteczku Vik. Dziwne te islandzkie campingi. Ten był taki trochę dziki. Nie ogrodzony, można było się rozbić gdzie się chciało. Nikt nie zainteresował się tym, że przyjechaliśmy i rozbiliśmy namioty. Dobrze, że łazienki były otwarte i była ciepła woda. Wieczorem było trochę chłodno, za to było słychać szum morza.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty