Islandia 2012 - Lakagígar

6 sierpnia 2012

Rano zwiedziliśmy okolice campingu. Główną atrakcją był wodospad Svartifoss spadający z bazaltowych kolumn wyglądających jak ogromnie organy. 



W okolicy wodospadu pojawia się mnóstwo ciekawych ptaków, mi udało się spotkać chruściela. 


W godzinach popołudniowych wyruszyliśmy w dalszą drogę. Po trzech dniach jeżdżenia po asfalcie przyszedł czas na Interior. Najpierw jednak odwiedziliśmy stację benzynową by zatankować do pełna nasze samochody. Przy okazji zrobiliśmy zapas wody i zakupiliśmy jedzenie na 2 dni.

Kawałek dalej za stacją wjechaliśmy na drogę szutrową F206. Auto terenowe to jednak luksus na takiej drodze. Ale to nie kamienie są tu główną atracją tylko przejazdy przez rzeki. Trafiliśmy na suche lato i stresu nie było, że woda może nas porwać ;) Interior z początku był dość zielony, mijaliśmy pola i łąki na których pasły się owce, jednak im dalej jechaliśmy tym bardziej robiło się pustynnie. 




Tak dojechaliśmy do Lakagígar - jest to rząd 130 kraterów tworzących pasmo górskie o długości 25km. Wulkan ten znany jest z erupcji szczelinowej w latach 1783-1784. W okolicy znajduje się kilka szlaków turystycznych. Ja początkowo powędrowałam niebiesko-żółtym prowadzącym przez środek jednego z mniejszych kraterów. Po wyjściu z krateru i zrobieniu kółeczka w okół stożka wróciłam na parking i wybrałam się wraz Elą i Ulą czerwonym szlakiem na Laki, najwyższy ze stożków wulkanu. 


Szlak z początku prowadził po dość stromym zboczu, jednak dalej wychodziło się na brzeg krateru i szło przyjemnie podziwiając rozległą panoramę i ciągnący się po horyzont łańcuch kraterów. 





Okrążyłyśmy krater dookoła, porobiłyśmy zdjęcia i niestety trzeba było wracać w dół. Zresztą silny wiatr nie zachęcał do zbyt długiego siedzenia na górze.

Pojechaliśmy do następnej atrakcji Interioru - szmaragdowego jeziorka w kraterze.



Okolica jest porośnięta kilkudziesięcio centymetrową warstwą mchów będących pod ochroną i dlatego do jeziorka idzie się po drewniancych pomostach nad mchami. 




Nocleg tego dnie mieliśmy zaplanowany nad rzeką, tym razem "na dziko", jednak za nim tam dojechaliśmy, mieliśmy jeszcze dwie przygody. Pierwsza to przejazd przez zmąconą rzekę która wydawała się być bardzo głęboka. Przemek zastanawiał się czy jego auto da radę, chciał nawet pojechać inną drogą na około. Żeby sprawdzić czy faktycznie jest głęboko i przekonać Przemka, że da radę, Tomek ubrał wodery i wszedł do wody. 



Okazało się, że w najgłębszym miejscu woda jest mu do kolan, czyli wcale nie jest głęboka tylko bardzo zmącona. Jednak Przemek dalej zastanawiał się czy jechać. Puścił przodem Adama, który przejechał bez problemu, a wodę miał do połowy kół. 



To przekonało Przemka, powolutku pokonał rzekę i szczęśliwy wjechał na drugi brzeg. 




Aga nie odważyła się jechać z Przemkiem, miała za to jeszcze większa atrakcję - Tomek przeniósł ją na drugi brzeg na barana ;) 


Drugą przygodą była mała awaria auta Piotrka. Wysiadała poduszka pneumatyczna i to pod moim miejscem. 


Spędziliśmy trochę czasu na próbach załatania jej, w końcu udało się naprawić i pojechaliśmy dalej.


Na nocleg dojechaliśmy o zachodzie słońca czyli koło północy. Aż się prosiło porobić jakieś zdjęcia, jednak ekipa nie pozwoliła mi na to. Trzeba było rozbić namioty póki jasno i pomóc przygotować kolację bo wszyscy byli strasznie głodni ;)

Komentarze

Popularne posty